To przypadki, to nie
Muszę odetchnąć, niekonieczne spokojnie oddychając.
Nic nie słyszę, chociaż może to i lepiej. Jest mi zimno, mam lodowate dłonie, serce mi bije dziwnie powoli i mocno.
Im bardziej mi zależy, tym bardziej nienawidzę.
Usiadłam i zaczęłam się śmiać. Naprawdę i dosłownie. Wykorzystać wszystkie swoje siły, nawet być z siebie dumną, żeby potem nagle okazało się, że było to zupełnie niepotrzebnie, a wszystko dopiero przede mną.
Chyba, że zrobię coś głupiego. Co, jeszcze się zastanowię, ale nie zdziwiłabym się.
Wszystko tak dobrze się zagrało. Potrzebowałam odpoczynku, ale sama nie potrafiła bym tego zrobić. Wrócę po wszystkim.
Tak, bardzo wygodnie.
Potrafię się cieszyć, tak naturalnie; wreszcie moja radość nie jest niczym skrępowana. Nie czuję już zmęczenia skrywaniem czegoś w sobie, chociaż nadal jest to nasza tajemnica. Niech jest. To słynne małe światełko, które tli się we mnie o wiele bardziej przypomina nadzieję, niż miejsce, do którego chciałbym uciec, tą wieczną gonitwę. Ani to co było, ani co mogłoby być, wreszcie nie jest dla mnie ciężarem.
Nadal nie mogę uwierzyć, że dałam się tak zaskoczyć. Może nie trzeba szukać, żeby znaleźć?
Ostatnio tyle się wydarzyło, że nawet pogoda zaczęła ten bałagan odzwierciedlać. A to, co uświadomiłam sobie dzisiaj, to naprawdę wielka cherry on top.
Najpierw dziwna w smaku, ale potem już bardzo słodka.
I'd probably still adore you with your hands around my neck.
PROBABLY.
Wszystkiego najlepszego. Nie tak miało to wyglądać.
Boli mnie wszystko od głowy po żołądek. Do tego wymyślałam wieczorem nietakiejakiepowinnam scenariusze. Boję się uodpornić.
Jestem już kimś innym. I było już tak zanim wszystko wokół też nagle stało się inne.
Nie wiem, czy chcę o tym myśleć/mówić/warczeć. Nie chcę, ale z drugiej strony, zwariować też mi się nie uśmiecha. Tylko ja potrafię w jednej chwili zepsuć taki piękny dzień. I to na własne życzenie, wiedziałam, jak to się może skończyć. Mam nadzieję, bo jakiś pozytyw muszę w tym wszystkim znaleźć, że tym razem czegoś się nauczyłam. Już nigdy więcej takiej głupoty nie zrobię; co więcej, będę jeszcze bardziej uparta. Odetnę się od tych bzdur. Tak, bo to nic innego, jak bzdury - za to takie, które ranią o wiele bardziej, niż mogłoby się wydawać.
Lepiej? Lepiej.
E? Tak, widzimy się.
Szkoda, że takie dni nie zdarzają się częściej. Serce mi wali, a myśli mam wciąż zajęte - i wcale nie jest to nieprzyjemne uczucie.
Wiem, kojarzy mi się to z tobą. Ale teraz mnie to nie boli, nawet się nie boję. Zostań tam, gdzie jesteś.
Chyba już dotarło do mnie, co się właściwie stało. Co ja zrobiłam. Nie chciałam tego, w głębi serca czułam się źle, ale jednak nie mogę dopuścić do tego, żebyś mnie odrzucił, choć tak naprawdę nie chcę, żebyś zajął w moim życiu miejsce, które i tak jest już zajęte. Nie chcę, żeby pojawił się na nim ktoś, ktokolwiek, inny. Na jakiś czas zachłysnęłam się tym okropnym, pięknym "co by było gdyby", i wcale nie zaskoczył mnie początek, co nagły koniec. Nie ma odwrotu, jeśli nie chcę Twojego cierpienia, to sama muszę się pomęczyć.
I tak było do wczoraj.
Znowu chciałam dobrze, a zraniłam ciebie, siebie, wiadomo kogo, i nie wiadomo ile jeszcze innych osób. Tak, teraz jestem już pewna, jak wygląda podłoga w piekle.
Chciałabym, ale teraz nie mogę już zrobić nic więcej - chociaż może to i dobrze. Mogę tylko czekać na to, co się stanie. Może coś się przez to naprawi (ach, to poczucie humoru), może dojdzie do katastrofy, a może nie stanie się nic, wszystko pozostanie gdzieś w ciszy.
Jestem też pewna, już, że już nigdy nie będzie jak dawniej. Od dłuższego czasu nie jest, ale każdy bał się wypowiedzieć tego na głos. Więc to wyryczałam, połknęłam z tabletkami, a na koniec jeszcze zwymiotowałam przy łóżku.
Im więcej zła, kłótni i drapania pazurami widzę wokół siebie, wokół nas, tym bardziej chcę mieć pewność, że nam nic nie zaszkodzi. To prawie jak wtedy, kiedy wszystko mogłoby się spalić i zawalić, ważne, żebyśmy my mogli być razem, spokojni. A może nawet to trochę okrutne - chcę się cieszyć naszym szczęściem w obliczu ich nieszczęścia, a niech patrzą. (Chociaż niby dlaczego tak naprawdę miałoby to być coś złego - przecież sami do tego dopuścili.)
Mowa jest srebrem, a milczenie największą sumą do wygrania w całej historii PowerBall.
Tak, tym razem bez ogródek, zabierz mnie gdzieś, może być daleko, chociaż nie wymagam. Byle nie tutaj.
Sama już nie wiem. Raz ty prawie doprowadzasz mnie do płaczu, dziesięć razy ja zastanawiam się, jak możesz być tak głupi. A potem znowu ty, potem znowu ja... Zastanawiam się, czy to kiedykolwiek się zatrzyma, i w jakim momencie.
A jak na razie...
Nie rozumiem. Tak na to czekałam, doczekałam się, i nagle poczułam się tak źle, chcę wrócić, chcę mieć z kim nawet się pokłócić. Zastępstwa przestały działać. Nie umiem zagłuszyć myśli.