20200127

buttbhtomorrownevercame

Bałam się tego dnia. Na szczęście styczeń mijał tak powoli, że mogłam próbować się oszukiwać, że jutro nie nadejdzie nigdy.
Wydaje mi się, że kiedy minął pierwszy szok, trzeba było wstać, i zacząć myśleć od nowa. O czymś innym, oczywiście, to ten pierwszy i najważniejszy krok, ale też o tym, jak poradzić sobie w inny sposób. I gdybym nie była tak uparta, już dawno zrobiłabym jeszcze jeden krok w przód. Pracuję nad tym.
Zobaczymy, co przyniesie jutro. Nawet jestem ciekawa.

20200124

gotcha

Najgorsze, a może i najśmieszniejsze, bo w końcu chodzi o zmiany, jest to, że nigdy nie mogę być pewna, kiedy mi się to przytrafi. O 1:34? 13:34? I nie ma na to żadnej zasady. Jest tylko rozwiązanie - a to kolejna zagadka.

20200108

wutm8

Dude snapped. Już mi się to zdarzało, nawet niepokojącą liczbę razy, kiedy teraz o tym myślę, i byłam pewna, że to jest kolejny. Ale coś się nie zgadza. Odczułam, że pewne rzeczy przestały mnie obchodzić, ale, no właśnie, pewne. Te, bez których świat miał się skończyć, te kompletnie priorytetowe, do których dążyłam. Wszystkie inne liczą się tak bardzo, albo tak mało, jak dotychczas. Może nawet trochę bardziej. I tu pojawia się drugi znak zapytania: niedługo potem ogarnęło mnie szczęście. Lekko mi na sercu. I to nie jest typowy wyebanizm - tyle rzeczy jest do zrobienia, tyle nas czeka. Nie czułam się tak od dawna, nawet przed tym, jak zaczęłam czuć się... źle.
A teraz najciekawsze - nadzieja. Jestem pełna dobrego przeczucia, pewna, że dotrę do swojego celu, że jedyne, co muszę zrobić, to zaufać. Komu, czemu? Najbardziej pasuje mi tutaj God's timing. Spokój, bez pośpiechu, kaskaderki wręcz. Odłożyć kasę do skarpety, wziąć głęboki oddech, i skupić się na tym szczęściu.
Ewentualnie: you don't know what worse bad luck your bad luck saved you from. Chociaż wolę to w wersji oczekiwania na wersję deluxe.

20200105

helpme

Oczywiście, że nie domyśliłam się, co oznaczał ten spokój. To już nawet nie była przykra niespodzianka, to celowe sabotowanie.
Nie myślałam tylko, że aż tak będzie boleć. Owszem, wcześniej też bolało, ale wciąż miałam możliwość ruchu, co tam ruchu, mogłam robić, co mi się żywnie podobało. Kiedy teraz o tym myślę, czuję się sfrustrowana. Teraz nie mam już nic. No, może prócz uciekającego czasu i coraz głupszych pomysłów.
Co przecież nie powstrzymuje mnie od szukania gdzieś jakiejś szansy. Chwytam się każdej nadziei, choćby była nijak niemożliwa do spełnienia. A może jednak? Może... Najgorsze, że każda taka mała iskierka wywołuje we mnie wręcz euforię, a kiedy gaśnie, ja też najchętniej bym zniknęła.
Ale przecież w końcu musi się udać. "Jakaś siła, cokolwiek". Wierzę, że tak musi być, jednocześnie mając świadomość, że tak być nie ma prawa.
Pomocy.