Chcę o czymś powiedzieć, narysować coś, wyryć, puścić znaki dymne, ale nie mogę się po prostu za to zabrać. Akurat tym razem nie jest to żaden grzech główny, często jakoś nie widzę w tym sensu; trochę mi tej "nadgroliwości" brakuje, odrobinę, może trochę więcej.
Krążę coraz bliżej siebie samej. Nabieram pewności, ale nie w czaszce, niżej, w szyi też nie, jeszcze niżej. Zaczynają się stamtąd wyłaniać co raz to nowe oczywistości. Tak, oczywistości, tak właśnie to odczuwam. Nie trzeba o nie walczyć, trzeba usunąć im się z drogi, a same się pojawią.
Odejmuję i odejmuję. Im więcej, tym więcej części układanki zaczyna wpadać mi do kieszeni, obrazek robi się wyraźniejszy.
Stawiając krok w tył zaczynam panikować, ponieważ robię to instynktownie. Potem przypominam sobie, że nie ma innej drogi, niż naprzód. Oddaję stery, i wszystko po chwili wraca na swoje miejsce.
Właśnie, co do oddawania sterów: myślę, że właśnie to jest teraz najważniejsze. Jedyne, co trzeba tu kontrolować, to to, żeby za bardzo nie upierać się nad kontrolą. Zrobiłam postępy.
Uratowaliście mnie. You know who you are.
Wiele ograniczeń narzucam sama sobie, niektóre są niepotrzebne na pierwszy rzut okna, inne na drugi.
I ciężko mi zawiązać sznurówki mając paznokcie cywilizowanej długości!
20240612
imtrying
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz