Nie liżę ran. Nawet nie rzucam się sama sobie do gardła. Ja się... cieszę. I nie ma w tym żadnego, okropnego drugiego dna. Szczerze się cieszę.
Czuję też ulgę. To dopiero mały kroczek, ale nigdy, ani na chociaż jedną okropną noc i równie okropny poranek, nie chcę wracać do tego, co się wcześniej ze mną działo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz