Najgorsze było to, że nie istniała.
Tak, im bardziej wszystko wydawało się rzeczywiste, tym bardziej stawało się nierealnym snem, a nawet koszmarem, jednym z takich, w którym nie wiadomo, o co naprawdę chodzi, ale to dziwne uczucie jeszcze długo nie chce odejść.
Gdyby tylko nie było żadnych porównań, na przykład nikt nie porównywałby życia do snu, w którym można wszystko, byłoby o wiele łatwiej. Jeden wytyczony schemat - rano, coś tam dalej, wieczór - całe to bycie wydawałoby się tak banalne i słodkie, że aż chciałoby się w końcu żyć. I chciała, nawet bardzo, wybrukowała sobie całą drogę tymi chęciami, a skończywszy w końcu rozmyślać, po zapaleniu światła, wszystko znowu przestawało mieć znaczenie. Nie istniało. Tyle.
Być może problem sprawiał fakt, że była bystrzejsza i bardziej spostrzegawcza co do niektórych spraw, niż większość cholernych półmózgów, z którymi stykała się za każdym razem, kiedy w końcu, w tych dziwnych i nieswoich momentach, czuła przymus powrotu. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd, jednak "skąd" wydawało się o wiele bardziej przytulne, niż "dokąd", a przede wszystkim rysowało się o wiele bardziej przejrzyście. Ci idioci, oczywiście, trafiali się również tam, ale zawsze otrzymywali zasłużoną karę - za głupotę.
A potem zawsze przychodziła jedna myśl, strażniczka "skąd". To wszystko było jej, było tak bardzo, bardzo, bardzo, było, że nie powinno stykać się z "dokąd". Nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz