Najgorsze było to, że istniał.
Od zawsze, a nawet dłużej - bo jej "zawsze" było trochę później. Było to chyba najbardziej znienawidzone przez nią od pewnego czasu istnienie, z jakim się kiedykolwiek spotkała. Po pierwsze, wypełniało całą jej wyidealizowaną rzeczywistość, nawet jeśli było tylko jedną z jej cząstek. Tą chyba najbardziej rzeczywistą, ale przez to, paradoksalnie, najbardziej skrywaną, tak samo, jak pudełko z kawałkami szkła, których od dawna już nie używała.
Mogłaby w nieskończoność wymieniać powody, które zapędzały ją jeszcze bardziej w depresyjne uliczki, szczególnie, gdy tymi uliczkami chodziły pary boleśnie rzeczywistych ludzi (i głupich, co bardzo podnosiło ją na duchu, nawet, jeśli było tylko próbą obrony), ale przecież nie o to w tym chodzi. Może i jest to nierozerwalna część tego wszystkiego, ale w końcu - jedynie część.
Druga część, ta ciepła i absolutnie doskonała, mimo wszystkich jego wad, zdawała się kierować jej myśli z powrotem ze złych torów, kiedy najbardziej tego potrzebowała.
Wiedziała, jak otworzyć te drzwiczki szafy, które najbardziej się zacinały i to właśnie na nich zmaterializowała się w dużym skrócie ta lepsza strona. Zdjęciami i wycinkami pokryła je prawie całe, bo tak, bo mimo, że jest to zwykle niewygodne, w tego typu sytuacjach zawsze musiała się uzewnętrznić. Okropne.
Jednak jedna z rzeczy, którą mu kiedyś podkradła, a za którą nie tylko ona dałaby się pociąć (sic!), leżała nadal schowana pod materacem. Za dnia.
Bo kto tak naprawdę mógłby to wszystko zrozumieć? Ci, którzy by mogli, nadal pozostawali nieosiągalni.
20140208
20140205
I
Najgorsze było to, że nie istniała.
Tak, im bardziej wszystko wydawało się rzeczywiste, tym bardziej stawało się nierealnym snem, a nawet koszmarem, jednym z takich, w którym nie wiadomo, o co naprawdę chodzi, ale to dziwne uczucie jeszcze długo nie chce odejść.
Gdyby tylko nie było żadnych porównań, na przykład nikt nie porównywałby życia do snu, w którym można wszystko, byłoby o wiele łatwiej. Jeden wytyczony schemat - rano, coś tam dalej, wieczór - całe to bycie wydawałoby się tak banalne i słodkie, że aż chciałoby się w końcu żyć. I chciała, nawet bardzo, wybrukowała sobie całą drogę tymi chęciami, a skończywszy w końcu rozmyślać, po zapaleniu światła, wszystko znowu przestawało mieć znaczenie. Nie istniało. Tyle.
Być może problem sprawiał fakt, że była bystrzejsza i bardziej spostrzegawcza co do niektórych spraw, niż większość cholernych półmózgów, z którymi stykała się za każdym razem, kiedy w końcu, w tych dziwnych i nieswoich momentach, czuła przymus powrotu. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd, jednak "skąd" wydawało się o wiele bardziej przytulne, niż "dokąd", a przede wszystkim rysowało się o wiele bardziej przejrzyście. Ci idioci, oczywiście, trafiali się również tam, ale zawsze otrzymywali zasłużoną karę - za głupotę.
A potem zawsze przychodziła jedna myśl, strażniczka "skąd". To wszystko było jej, było tak bardzo, bardzo, bardzo, było, że nie powinno stykać się z "dokąd". Nigdy.
Tak, im bardziej wszystko wydawało się rzeczywiste, tym bardziej stawało się nierealnym snem, a nawet koszmarem, jednym z takich, w którym nie wiadomo, o co naprawdę chodzi, ale to dziwne uczucie jeszcze długo nie chce odejść.
Gdyby tylko nie było żadnych porównań, na przykład nikt nie porównywałby życia do snu, w którym można wszystko, byłoby o wiele łatwiej. Jeden wytyczony schemat - rano, coś tam dalej, wieczór - całe to bycie wydawałoby się tak banalne i słodkie, że aż chciałoby się w końcu żyć. I chciała, nawet bardzo, wybrukowała sobie całą drogę tymi chęciami, a skończywszy w końcu rozmyślać, po zapaleniu światła, wszystko znowu przestawało mieć znaczenie. Nie istniało. Tyle.
Być może problem sprawiał fakt, że była bystrzejsza i bardziej spostrzegawcza co do niektórych spraw, niż większość cholernych półmózgów, z którymi stykała się za każdym razem, kiedy w końcu, w tych dziwnych i nieswoich momentach, czuła przymus powrotu. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo dokąd, jednak "skąd" wydawało się o wiele bardziej przytulne, niż "dokąd", a przede wszystkim rysowało się o wiele bardziej przejrzyście. Ci idioci, oczywiście, trafiali się również tam, ale zawsze otrzymywali zasłużoną karę - za głupotę.
A potem zawsze przychodziła jedna myśl, strażniczka "skąd". To wszystko było jej, było tak bardzo, bardzo, bardzo, było, że nie powinno stykać się z "dokąd". Nigdy.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)